Rajdy  »  Dakar 2010 - Sonik po jedenastym etapie
Rafał Sonik

Dakar 2010 - Sonik po jedenastym etapie

2010-01-14 - Ł. Łuniewski     Tagi: Rajd Dakar, Sonik
Po dzisiejszym dniu mam do trzeciego mniej więcej dwie godziny straty. Dużo więcej do drugiego i pierwszego. Z kolei do mnie miał 5 minut straty Decklerk i dzisiaj jeszcze 3 minuty, w sumie 8 minut niecałe. Kolejny za nami ma 3 godziny straty do nas, więc my tylko właściwie między sobą w tej chwili walczymy, a ponieważ Decklerk ma tendencję do tego by jeździć bardzo szybko, ryzykownie i łapać kapcie oraz naprawiać quada, wczoraj wypadł z trasy na 3, może 4 kilometrze. Nie był skupiony na jeździe w ogóle i pierwszy raz przy mnie naprawiał koło. Dzisiaj jechałem super ostrożnie, bo było potwornie kamieniście- same skały i kamienie. Tak, więc, jak był fragment piaszczysty, czy szutrowy to była wielka radość. Więc doszedłem do wniosku, że jeśli złapię gumę to z Declerkiem przegram na pewno, bo ona ma opanowane błyskawiczne zmianę koła - ma zapasowe koło ze sobą i sztukę wymiany ma opanowaną, bo to robi non stop, codziennie, w kilka minut naprawia wszystko. Jeżeli ja miałbym naprawiać wszystko to zajęłoby mi to pewnie z 15 minut i bym z nim przegrał, - więc jest to bez sensu. Teraz zakładam, że jadę każdego dnia popełniając możliwie jak najmniej błędów, po to by pozwolić popełnić błędy, Decklerkowi i ewentualnie Gonzalesowi, - bo jeżeli Gonzales popełni większy błąd, to straci więcej czasu. To jest moja jedyna sensowna szansa. Dzisiaj gdybym jechał na złamanie karku, to przyjechałbym 10 minut wcześniej i byłbym drugi, trzeci na etapie…. I co z tego??
W generalce nie byłoby z tego nic kompletnie, ani nie odskoczyłbym Decklerkowi na tyle daleko, żeby nie mógł mnie dojść jutro, pojutrze, ani nie doszedłbym Gonzalesa. Związku z tym jazda bliżej granicy ryzyka jest bez sensu.

Dzisiaj było tyle ostrych głazów, skałek, fragmentów trialowych, że tylko można było krzywdę quadowi zrobić, przeciąć opony i jechać na kapciach lub wręcz na felgach. Nie miało to żadnego sensu.

Dzisiaj jechałem normalnie, spokojnie, pewnie bardzo - może jeden błąd popełniłem taki, że troszeczkę przesadziłem z zakrętem, a tak poza tym to nie jest to spacerowe tempo. Jeżeli na 220 km OS-u różnica między mną a pierwszym zawodnikiem, który jechał na złamanie karku - Halpernem jest powiedzmy 8 minut, to znaczy, że jest to duży wynik, a on jechał ja wariat..??

On z kolei jest w odwrotnej sytuacji ode mnie, w generalce nie ma już nic do ujechania - jest szósty czy siódmy, ale jest z tej okolicy, więc chciał zabłysnąć wygraną etapu - kompletnie inne pryncypia. Jest potwornie gorąco - czterdzieści parę, może pięćdziesiąt stopni, a jutro ma być podobnie. Jutro jest do zrobienia 470 km, więc idę się przespać i zregenerować.



źródło: rafalsonik.pl

Dodaj komentarz

Nick
Treść
Wpisz kod
z obrazka
Aby komentować pod zarezerowanym, stałym nickiem, bez potrzeby
logowania się za każdym wejściem, musisz się zarejestrować lub zalogować.

Zaloguj się

Login Hasło
0

Komentarze do:

Dakar 2010 - Sonik po jedenastym etapie