Rajdy  »  Wywiad z Andrzejem Borowczykiem - cz.2: Ta zmiana jest niezbędna!
Wywiad z Andrzejem Borowczykiem - cz.2: Ta zmiana jest niezbędna!

Wywiad z Andrzejem Borowczykiem - cz.2: Ta zmiana jest niezbędna!

2010-12-29 - M. Zabolski     Tagi: WRC, Wywiady, Borowczyk
Marcin Zabolski: Odeszły dwulitrowe samochody WRC. Jest w ogóle pewna panika z tym związana. Gdyby tak sięgnąć pamięcią. Jak to było, kiedy odchodziły auta grupy B?

Andrzej Borowczyk:
Było sporo wątpliwości i kontrowersji. Teraz jest podobnie. Natomiast zanim przyszyły WuRCe, to najpierw były oczywiście auta A-grupowe. Zresztą powód zmian w owym czasie był zupełnie inny. Chodziło o bezpieczeństwo. A kto wie, czy teraz nowe samochody WRC nie będą nawet ciekawsze od tych tradycyjnych WuRCów. Ta zmiana jest niezbędna! Ona się dokonała w ogóle o kilka lat za późno, ponieważ koszty samochodu klasy WRC zrobiły się monstrualne. MZ: Czy miniony okres można podzielić na jakieś dwa etapy? Chodzi mi o to, czy w którymś momencie coś się wyraźnie załamało, co wyraźnie zmieniło oblicze aut WRC?

AB: Oczywiście były takie dwie fazy, o których wspomniałeś. W pewnym momencie spirala tych zbrojeń doszła do takiego momentu, że wszyscy się powycofywali. Zostały tylko 2 zespoły fabryczne, Citroen i Ford. Zrobiła się zupełnie groteskowa sytuacja. Wcześniej wbrew pozorom tych zespołów też nie było zbyt dużo, bo mieliśmy jeszcze Subaru, Toyotę, Mitsubishi, Hyundaia, Suzuki, Seata czy Skodę. Zanim pojawił się Citroen, był jeszcze Peugeot. Musimy mieć świadomość, że koszty badań, tworzenia samochodu WRC i później koszty startów, testów były ogromne. W pewnej chwili nastąpiło opamiętanie. Wycofano przede wszystkim tę najkosztowniejszą elektronikę, ale to i tak było za mało. Wszystko zweryfikowało życie. Skoro producenci nie reflektowali na promowanie się poprzez Rajdowe Mistrzostwa Świata, to znaczy, że nie było warto. To była najlepsza odpowiedź na wszystkie wątpliwości.

W tej chwili też szaleństwa nie ma. W przyszłym roku będziemy mieli Forda, będziemy mieli Citroena oraz BMW z „Miniakiem”. Trwają rozmowy z tego co się orientuję z kilkoma innymi firmami. Naturalnie nie wchodzi tu w grę rok 2011. Samochodu rajdowego nie da się zbudować i przygotować do startów w dwa miesiące. Mówi się dość dużo o Volkswagenie, o Protonie. Pojawiły się także pogłoski o powrocie Toyoty, która ma cały czas swój ośrodek na przedmieściach Kolonii w Marsdorf, zbudowany jeszcze przez Ove Anderssona, jako siedziba Toyota Team Europe. Nie jest wykluczone, że pewnego pięknego dnia, kilku producentów samochodów znów pomyśli o rajdach. Dojdą do wniosku, że okay możemy wracać, bo jest odpowiedni klimat wokół rajdów, zainteresowanie mediów, a szczególnie telewizji. Możemy się znów w to bawić, bo nie będzie to zabawa polegająca tylko na wyrzucaniu pieniędzy. Oby jak najszybciej inni poszli w ślady Citroena, Forda i BMW.
MZ: Czy to koszty zabiły jednego z ostatnich producentów, który próbował zbudować auto WRC? Suzuki odnosiło przecież znakomite rezultaty z samochodem Super 1600.

AB: Różnica kosztów pomiędzy samochodem Super 1600 a samochodem WRC jest niewiarygodnie duża. Można odnieść wrażenie, że Suzuki jakby o tym nie wiedziało. Chybione decyzje natury personalnej też nie pomogły. Wcześniej Hyundai też popełnił podobne błędy. Zaczęli rozwijać samochód i zanim jeszcze go doprowadzili do takiego stanu, żeby się przestał psuć, to już się wycofali, bo zorientowali się, że nie mają na to pieniędzy.
 
MZ: Jeśli chodzi o Hyundaia, to chciałbym tutaj poruszyć wątek Polaków w WRC. Tomasz Kuchar kiedyś dostał się do ich fabrycznego zespołu (zobacz jego testy w Hyundaiu Accent WRC na wideo powyżej). Czy należy to upatrywać w kategoriach sukcesu, że Polak był w co prawda słabym, ale jednak teamie fabrycznym?

AB: Naturalnie, że tak. Tomek był w owym czasie bardzo obiecującym zawodnikiem. Pokazał się kilkakrotnie na arenie międzynarodowej z niezłej strony. Pamiętam taki jego błyskotliwy występ w Rajdzie Szwedzkim w 2002 roku, w którym jechał Toyotą Corollą WRC, żadną fabryczną. To był samochód wystawiony przez prywatnego tunera Asterhaga (szefa Toyota Team Sweden - przyp. red.). Tomek był wtedy dwunasty w generalce. Siedemnaste miejsce wywalczył wówczas niejaki Sebastien Loeb w Citroenie Xsara WRC, który stracił do Kuchara blisko 3 minuty…

MZ: A Kuchar do zwycięskiego Gronholma niecałe siedem minut…

AB: To był bardzo obiecujący wynik. Kuchar w styczniu przebywał wtedy długo w pobliskiej Norwegii i jeździł dużo po lodzie i śniegu. Startował nawet w lokalnych rajdach i był w dużym gazie. Miał także hojnych sponsorów, którzy pomogli mu znaleźć się w zespole Hyundaia. Okazało się jednak, że trafił na fatalny moment. To auto strasznie się psuło. Współpraca bardzo szybko się załamała i nic z tego nie wyszło.

MZ: Czy po jakimś polskim kierowcy można było się spodziewać dobrych wyników?

AB: Przede wszystkim po Krzyśku Hołowczycu. Miał kilka niezłych występów w mistrzostwach świata (zobacz wideo poniżej z występu Hołowczyca w Rajdzie Wielkiej Brytanii 1998, gdzie Subaru Imprezą WRC zajął 8. miejsce - przyp. red.). A gdy zajrzymy mu w metrykę to start w Rajdzie Polski 2009 robi jeszcze większe wrażenie. Kto wie czy o swój najbardziej wartościowy wynik Hołek nie pokusi się w Dakarze, może nawet tym najbliższym. Ale to już przecież inne rajdowanie…
 
Janusz Kulig z kolei nie zdążył niestety wykorzystać do końca swoich możliwości. Pokazał je w Rajdzie Szwedzkim, w którym wygrał N-kę i został wówczas za to nieszczęsne koło zamachowe wykluczony. To koło zamachowe nie miało homologacji, ale spełniało regulaminowe parametry. Ta zabawa wynikała nie z chęci oszukania kogokolwiek, tylko mówiąc brutalnie z biedy. Oryginalne koło zamachowe w owym czasie trzeba było praktycznie wymieniać po każdym rajdzie czy po dwóch. A to był spory koszt. Koło bez homologacji było oczywiście znacznie tańsze i znacznie bardziej wytrzymałe. Nie miało to natomiast żadnego wpływu na osiągi samochodu, zbudowanego przez mechaników Janusza. I takim autem Kulig potrafił objechać całą plejadę miejscowych kierowców, którzy przecież u siebie są trudni do pokonania. To był wyczyn.


MZ: Jak postrzegać takie zwycięstwa w N-ce, SWRC, JWRC? Obecnie z naszych rodaków w mistrzostwach świata widzimy tylko Michała Kościuszkę. Czy zwycięstwa, dobra rywalizacja w takich kategoriach, to gra warta świeczki?

AB: Na pewno tak, bo przede wszystkim trzeba od czegoś zaczynać. Nie ma cudów. W każdej dyscyplinie sportu zawodnik nie zaczyna od najwyższej półki, najlepszego klubu, drużyny narodowej. Ja mam nadzieję,  że Michał będzie się dalej rozwijał. Teraz powinien nabrać w tym rozwoju dużego przyspieszenia. Mam nadzieję, że w najbliższym sezonie zobaczymy go w aucie WRC. Pokazał już, że jest klasowym zawodnikiem.

MZ: Każdy musi przejść jakiś szczebel rozwoju swojej kariery, ale niektórzy trafiają w bardzo młodym wieku do aut WRC, np. Andreas Mikkelsen - bardzo młody wiek, a w autach WRC potrafił osiągać imponujące wyniki.

AB: Niewątpliwie tak, ale on między innymi osiągał te wyniki dzięki temu, że miał możliwość częstego jeżdżenia samochodami klasy WRC. A jak wiesz jest to operacja bardzo kosztowna. On jest w tym szczęśliwym położeniu, że jego tatę stać na takie wydatki. Zatem może sobie pozwolić na taki, a nie inny rozwój kariery i od czasu do czasu skasowanie samochodu. Takich przypadków już mu się bodaj kilka w karierze zdarzyło.
 
MZ: Jak potoczy się przyszłość Roberta Kubicy w rajdach samochodowych?

AB: Wygląda to po prostu rewelacyjnie. Raikkonen powinien stanąć na oesie i poprzyglądać się, jak to Kubica robi (onboard Kubicy z Rajdu du Var na wideo powyżej). Nie od dzisiaj wiemy, że Robert ma niezwykłą smykałkę do rajdów. Chciałbym, aby jak najszybciej został mistrzem świata w F1, a później przeszedł do rajdów i powtórzył sukces. To byłby pierwszy taki przypadek w historii sportów motorowych. Mieliśmy zawodnika, który był mistrzem świata w wyścigach motocyklowych i F1 (John Surtees - przyp. red.). Jednak takiego, który pogodziłby rajdy i wyścigi jeszcze nie było. To są wbrew pozorom dwie zupełnie różne dyscypliny sportów motorowych.

MZ: A oceniając teraz - czy Robert bardziej pasuje do rajdów czy do wyścigów?

AB: To rasowy i wyjątkowo precyzyjny kierowca wyścigowy, który wspaniale radzi sobie na torze. Nie jeździł jeszcze jednak samochodem na miarę swoich możliwości. Marzenie polskich kibiców, także moje to taki samochód dla Roberta, który pozwoli mu odnosić zwycięstwa i powalczyć o ten wymarzony przez nas mistrzowski tytuł. Brakuje tylko, a może aż tego szybkiego samochodu.



Dodaj komentarz

Nick
Treść
Wpisz kod
z obrazka
Aby komentować pod zarezerowanym, stałym nickiem, bez potrzeby
logowania się za każdym wejściem, musisz się zarejestrować lub zalogować.

Zaloguj się

Login Hasło
0

Komentarze do:

Wywiad z Andrzejem Borowczykiem - cz.2: Ta zmiana jest niezbędna!