Rajdy  »  Virnik po Rajdzie Lausitz
Virnik po Rajdzie Lausitz

Virnik po Rajdzie Lausitz

2010-10-18 - M. Zabolski     Tagi: Lausitz Cup, Virnik
Tydzień po udanym 20. Rajdzie Dolnośląskim, załoga Virnik / Lachtera udała się do Niemiec na Rajd Lausitz, ostatnią rundę Pucharu Łużyc. Polacy w BMW M3 E36 nie zdołali jednak osiągnąć mety. Zostali wyeliminowani przez awarię na ostatnim, ósmym odcinku specjalnym. Mimo niepowodzenia, wrażenia z zawodów mają pozytywne i zamierzają odegrać się w 2011 r.
  
Virnik: - Na początku składam wielkie gratulacje Kacprowi Puszkielowi i Alicji Konury. Ich tempo było rewelacyjne i na większości oesów byli zupełnie poza naszym zasięgiem. Cały rajd mieliśmy jakieś przygody. Zaczęło się od odcinka testowego, na którym uderzyliśmy w korzeń ukryty w koleinie i uszkodziliśmy lewy wahacz. Nasza liczna ekipa mechaników szybko uporała się z wymianą i auto było gotowe do startu. Pierwszy piątkowy oes przejechaliśmy dosyć asekuracyjnie, ale za to bez żadnych przygód. Okazało się to dobrą taktyką i zaowocowało niezłym wynikiem. Podczas kolejnego przejazdu, tego samego oesu, postanowiliśmy wykorzystać nasze ogromne doświadczenie w jeździe po szutrze w deszczu i na dodatek po ciemku. Na jednym z zakrętów, tam gdzie poprzednio był szuter, tym razem była śliska maź, na której delikatnie opuściliśmy drogę. Poza ponownym uszkodzeniem lewego wahacza rajdówka była sprawna, niestety w tym miejscu było za mało kibiców, aby pomóc nam wrócić na drogę. Po raz kolejny wszyscy mechanicy jak jeden mąż zabrali się do wymiany wahacza i dzięki SupeRally mogliśmy wrócić na oesy w sobotę. Jako że nie mieliśmy już więcej lewych wahaczy, spuściliśmy nieco z tonu i mieliśmy mocne postanowienie dotrzeć do mety. Niestety okazało się, że to nie koniec pecha. Na ostatnim odcinku troszkę za twardo wylądowaliśmy, w następstwie czego połamało się mocowanie chłodnicy uniemożliwiając nam dalszą jazdę. W tym miejscu dziękuję bardzo grupie jeleniogórskich kibiców, przy których się zatrzymaliśmy, za poczęstunek i słowa otuchy! Mam nadzieję, że jeszcze razem pogrillujemy, ale tym razem już na mecie rajdu, a nie na oesie.
Z jednej strony zapamiętam ten rajd jako ciągłą walkę z autem oraz wielką gorycz po odpadnięciu na ostatnim oesie. Z drugiej strony miałem wielką frajdę w jeździe po luźniej nawierzchni po raz pierwszy od 6 lat i postaram się wrócić tu w przyszłym roku.
  
Łukasz Lachtera: - Już na samym początku dopadł nas wielki pech - ołówek, który miał mieć twardość 2B okazał się HB. Po długim namyśle zapadła jednak decyzja, że wystartujemy pomimo to. Jak już powiedział wcześniej Sławek, podczas rajdu postanowiliśmy u naszego serwisanta wytrenować do perfekcji umiejętność wymiany lewego wahacza, najpierw na odcinku testowym a później podczas delikatnej wycieczki w plener. Ostatnie, co powiedziałem na tym oesie to: "P4- -> L4 do lasu" - Sławek potraktował to dosłownie, no i tak właśnie zakończyliśmy pierwszy dzień rajdu. Drugi dzień rajdu stał pod znakiem bezpiecznego dowiezienia auta w jednym kawałku do mety i ciągłego patrzenia w lusterka czy nie ma za nami Kacpra z Alicją.

Ogólnie rajd był dla nas trudny, chociażby z uwagi na bardzo krótki czas na przygotowanie auta oraz możliwość jedynie dwukrotnego zapoznania się z trasą, na szybszych partiach jednak brakowało nam tego trzeciego przejazdu zapoznawczego. Bardzo dziękuję za pomoc i cenne porady weteranom Rajdu Lausitz, Kacprowi Puszkielowi i Alicji Konury oraz Łukaszowi Ryznarowi i Jagnie Stankiewicz! Nasz start był możliwy dzięki wsparciu TMP WIATRAK ze Świdnicy - bezpośredniemu dystrybutorowi olejów Repsol, BMW Stando Service oraz naszych przyjaciół.



Dodaj komentarz

Nick
Treść
Wpisz kod
z obrazka
Aby komentować pod zarezerowanym, stałym nickiem, bez potrzeby
logowania się za każdym wejściem, musisz się zarejestrować lub zalogować.

Zaloguj się

Login Hasło
0

Komentarze do:

Virnik po Rajdzie Lausitz