Rajdy  »  Rajdowy Puchar Polski  »  Aktualności  »  Rafał Maliński w pogoni za lisem
Rafał Maliński

Rafał Maliński w pogoni za lisem

2009-11-09 - Ł. Łuniewski     Tagi: RPP, Maliński
Wobec odwołania kończącej rundy sezonu rajdowego wybrałem się na zakończenie sezonu motocyklowego - Pogoń za Lisem. Impreza organizowana przez mój macierzysty klub Rzemieślnik ma jak zawsze bardzo przyjazny i zabawowy charakter. Przesiadka z czterech na 2 kółka pozwala zaczerpnąć świeżego powietrza (spaliny w tym powietrzu też są świeże). Szczególnie smakowity jest tlen wydobywający się z dwusuwowych agregatów. Dla niewtajemniczonych wyjaśniam, że zawody polegają na przejechaniu trasy oznaczonej w bardziej lub mniej wyraźny sposób przez lisa i odnalezienie po drodze jego współpracowników na punktach kontroli przejazdu. Jeśli ktoś dalej nic nie rozumie to jest w tej samej sytuacji co ja kiedy startowałem do tych zawodów. Po starcie ponad 200 motocyklistów i quadzistów zaczęło jeździć w kółko w poszukiwaniu znaków. Ja udawałem że też to robię. W rejonie startu płynęła rzeka. Mimo że pierwsi śmiałkowie, którzy sforsowali tę przeszkodę wyraźnie dali znać pozostałym że lis nie wybrał tej drogi, to wciąż kolejni odważni przeprawiali się na drugi brzeg. Kiedy tłum zwariowanych jeźdźców kurczył się, wybrałem kierunek, z którego nikt nie wracał. Okazało się to słusznym posunięciem, bo tam właśnie pojawiły się znaki lisa. Wkrótce przekonałem się, że jest to najlepsza metoda na znalezienie właściwej trasy.
Wszystko przebiegało bez problemów. Odnalazłem pierwszego wysłannika lisa i dojechałem do miejscowości, gdzie fałszywy lis namalował alternatywne znaki. Tłum 200 maszyn kręcił się po polach i ulicach doprowadzając mieszkańców do nerwicy. Jeden z nich nie wytrzymał i zaczął rzucać w jeźdźców kamieniami. A wszystko przez fałszywego lisa.

Kiedy odnalazłem już 4 z 6-ciu punktów kontroli przejazdu spotkałem Dziabąga. Mieliśmy od startu jechać razem, ale szybko okazało się to niemożliwe. Gdy dookoła grasuje horda mechanicznych koni nie ma szans na komunikację, więc jazda razem jest bez sensu. Dziabąg miał zaliczony o jeden punkt kontrolny mniej. Zaprowadziłem go więc na punkt, którego jeszcze nie odnalazł. Postanowiliśmy razem szukać pozostałych 2 wysłanników lisa. Strategia jeżdżenia w kierunku, z którego nikt nie wraca nie skutkowała już. Motocykliści i quadziści jeździli we wszystkich możliwych kierunkach wracając do ominiętych, niezauważonych punktów. Metodami szpiegowskimi zlokalizowaliśmy pozostałych dwóch pomocników lisa. Kiedy byliśmy przy ostatnim, Dziabąg w ramach wdzięczności za pomoc przy odnalezieniu 4-go punktu poprosił sędziego o wyjątkową opieszałość podczas stemplowania mojej karty. Dzięki temu wyruszyłem do mety kilkanaście sekund za nim. Niestety w po drodze nie dało się gubić, więc finiszowałem tuż za nim. Dało to 19-tą pozycję. Myślę że jak na pierwszy raz to bardzo dobry wynik.

Widać że w porównaniu z samochodziarzami motocykliści cechują się dużo większą kreatywnością w wymyślaniu imprezy na zakończenie sezonu. Rzucam więc wyzwanie organizatorom Barbórki Warszawskiej, żeby tym razem przygotowali coś specjalnego, co zaskoczy wszystkich.



źródło: sport.malkom.pl

Dodaj komentarz

Nick
Treść
Wpisz kod
z obrazka
Aby komentować pod zarezerowanym, stałym nickiem, bez potrzeby
logowania się za każdym wejściem, musisz się zarejestrować lub zalogować.

Zaloguj się

Login Hasło
0

Komentarze do:

Rafał Maliński w pogoni za lisem