Rajdy » Berg Cup Cervena Voda - ściganie po drugiej stronie lustra

Berg Cup Cervena Voda - ściganie po drugiej stronie lustra
2007-07-19 - Ł. Lach Tagi:
...czyli jak się to robi u południowych sąsiadów ?
Tomasz Szewczyk ma 27 lat, mieszka w Zabrzu i studiuje informatykę. Od 14 interesuje się sportami samochodowymi, z czego w rajdach amatorskich ściga się już 7. Aktualnie dysponuje profesjonalnie przygotowanym do sportu Fiatem 126p. Z oryginalnej jednostki o pojemności 650ccm udało się wycisnąć 42KM, a samochód napędza lotnicze paliwo Avgas o liczbie oktanowej przekraczającej 102. Zmęczony atmosferą panującą w krajowym sporcie motorowym, czyli tzw. "polskie piekło", Tomek postanowił wystartować na zawodach w Czechach. W dniach 14-15.07 wziął udział w imprezie zaliczanej do cyklu KW Berg Trophy w miejscowości ČERVENÁ VODA. Podczas weekendu wyścigowego na tej samej trasie zostały również rozegrane Międzynarodowe Mistrzostwa Czech w wyścigach górskich. Oto jego relacja:
Do Czech wybraliśmy się razem z Rafałem Roguskim, który dużo lepiej ode mnie włada językiem naszych południowych sąsiadów. Wyjechaliśmy w piątek 13 lipca około godziny 15. Droga nie była przesadnie daleka, bo tylko 180 km w jedną stronę, ale jazda w górach z Maluchem na sztywnym holu to zdecydowanie nie to samo co wyjazd na tor Kielce. Tak więc zapakowanym po brzegi Peugeotem 306 z „przyczepką” wyruszyliśmy z Zabrza przez Kędzierzyn-Koźle, Głuchołazy do Červenej Vody. Strach ogarnął nas na granicy. Czeski policjant pierwszy raz w swoim życiu widział taki zestaw. Zapytał się polskiego celnika czy może to puścić. Oczywiście Polak nie pomoże Polakowi, machnął ramionami i stoi. W końcu wyszedł czeski celnik i powiedział policjantowi, że ma wpuszczać. Pierwsze, co dało się zauważyć po przekroczeniu granicy, to niesamowitą jakość wąskiej, górskiej drogi i przejazdów kolejowych możliwych do przejechania „bez odjęcia”.
Czwartek wieczorem na miejscu
Ok. godziny 18:30 dotarliśmy na miejsce przeznaczenia. Podjechaliśmy na parking przed depo stawki Mistrzostw Czech. Tam miły i uczynny komisarz wypisał książeczkę sportową samochodu, pobrał 300 koron za numery startowe, ponieważ jechałem pierwszy raz oraz przykleił nalepkę BK, praktycznie bez patrzenia na samochód. Udaliśmy się do biura, gdzie uiściłem wpisowe w wysokości 2200 koron za 2 dni obejmujące również ubezpieczenie. W zamian dostałem numery startowe, identyfikatory i jeszcze parę dokumentów.Po wyjściu postanowiliśmy poszukać sobie miejsca do rozbicia serwisu i namiotu. A nie było to łatwe, ponieważ zgłoszonych było aż 174 zawodników. Odjechaliśmy jakiś kilometr od parkingu, na którym było BK do depo wydzielonego dla zawodników KW Berg Trophy. Samochody zawodników poustawiane dosłownie przed posesjami, a nierzadko na posesjach, nie przeszkadzały zupełnie mieszkańcom, ba - nie przeszkadzały nawet pensjonariuszom Domu Starców, który również znajdował się bezpośrednio przy depo. Szukając wolnego miejsca zauważyliśmy na podwórku jednego z domów replikę Skody 130 RS. Postanowiliśmy spróbować!Po 40 minutach przyjechali właściciele posesji i po krótkiej rozmowie powiedzieli, że nie ma żadnego problemu i możemy się rozbijać. Rozbiliśmy namiot, rozłożyliśmy matę pod auto i….. przyszedł właściciel. Zapytał się, czy mamy zamiar spać w tym namiocie. Powiedzieliśmy, że tak, na co on, że nie ma mowy, ma wolny pokój na parterze i tam właśnie nas ulokuje. Jedyną wadą był brak łazienki, która znalazła się po pięciu minutach. Starsza Pani, która również mieszkała w tym domu bez problemów udostępniła nam swoją łazienkę, po czym sama napaliła w piecu. Cały czas pytałem Rafała, czy ci ludzie wiedzą, że jesteśmy z Polski. Zupełnie obcy ludzie zapewniają nam spanie w pokoju, ciepłą wodę i fantastyczną atmosferę. Kolejne zdziwienie nastąpiło już za chwilę, gdy na podwórko do Skody „przyjechało” BK. Komisarz wsiadł na skuter i przejechał 1,5 km zrobić badanie techniczne! Tutaj organizator jest dla zawodnika, a nie na odwrót. Zaskoczeni, zdziwieni, zszokowani poszliśmy spać.Pierwszy dzień zawodów
W sobotę pobudka wcześnie rano, ponieważ o 7:30 odprawa. Gwiazdą odprawy już ponoć tradycyjnie był pan Marcel Pipek, o którym już nawet piszą w luźnych komunikatach, żeby nie prawił morałów na odprawie, tradycyjnie wdał się w dyskusję czy jedziemy według klas czy numerów startowych. Wszyscy się roześmiali, a dyrektor imprezy poprosił go, żeby już nic nie mówił. Jako, że klasa Fiata 126p miała jechać pierwsza, szybko pobiegłem do samochodu. Ponieważ na tej trasie nigdy wcześniej nie było wyścigów, zapisałem się w historii jako pierwszy zawodnik, który wjechał na szczyt! Obawiając się mokrej nawierzchni w lesie, założyłem 4 zwykłe opony. Nie był to trafny wybór. Trasa była sucha, natomiast już na pierwszym nawrocie zapiąłem okrutnego boka. Non stop spoglądając w lusterka czy ktoś mnie nie dogania (startowaliśmy co pół minuty), dojechałem do mety. Czas 3:18,270 - oczywiście przedostatni.Ale to tylko trening. Niestety w klasie byłem sam. W zgłoszeniach nawet nie istniała. Organizator utworzył ją specjalnie dla mnie przenosząc mnie z E1-1150! I wszystko w ciągu 10 minut od zgłoszenia mailowego. Ze zmianą nazwy teamu również nie było żadnych problemów. 2 podjazd treningowy niestety nie odbył się (na odprawie było zapowiedziane, że czasowo możemy się nie zmieścić), ale głównym powodem był poważny wypadek Skody 130RS z Mistrzostw Czech. Na trasę wyjechała karetka, dźwig, zespół ratownictwa drogowego, który w pełnej gotowości czekał na starcie. Na 1 wyścigowy zakładam średnie slicki markguma. Podjeżdżam o 12:45 i słyszę przez głośniki, że zawodnik z Polski już podjechał na start, czekają jeszcze na resztę stawki KW Berg Trophy.O godzinie 13:15 zagrano hymn Czeski, Słowacki, a potem Polski (dla 2 zawodników!). Oczywiście kibice z Polski na jednej z patelni darli się w niebogłosy wg relacji świadków. Średnia reklama….. Wystartowałem do podjazdu wyścigowego starając się maksymalnie opóźniać hamowania. Slicki z tylu trzymały rewelacyjnie. Na mecie jadący za mną zawodnik zapytał się czy coś mi się działo z motorem, bo ze startu widział chmurę dymu na 2 zakręcie. Cóż, nie zawsze człowiek hamuje z pełnej prędkości do nawrotu. Odciążone koło i nowe Daytony d110 trochę kopciły. Czas 3:09,930. Zjazd na dół. Po podjazdach stawki Mistrzostw Czech znowu staję na starcie. Tym razem 3:08,240.Tak skończył się pierwszy dzień ścigania. Pojechaliśmy zobaczyć rozdanie nagród, które zarówno dla MMCR Czech, jak i KW Berg Cup odbyło się pod bramką startową. W generalce MMCR, sprawiając nie lada sensację, wygrała Edita Praskova, jadąca Dallarą. Czescy zawodnicy szczerze gratulowali zwyciężczyni. Rozdanie pucharów w Berg Cup nastąpiło zaraz po stawce mistrzostw Republiki. Prowadzący uroczystość wywołuje mnie jako zwycięzcę klasy1 - Fiata 126p. Jak mogłem nie wygrać skoro startowałem sam w klasie. Wręczono mi półmetrowy puchar i symboliczne nagrody. Jak mogę dostać puchar skoro jestem sam?! Okazuje się, że w Czechach to nie problem.Wracamy do serwisu, gdzie prezentujemy właścicielowi puchar. Od razu pobiegł do komórki skąd przyniósł śliwowicę własnej roboty! Odparł, że trzeba to uczcić, nalał więc trunek do pucharu i każdy z nas musiał wypić. Butelkę wsadził moim rodzicom do auta, mówiąc, że to dla nas! Wieczorem dowiadujemy się o sytuacji na rajdzie Subaru. W zasadzie śmieszyło nas to co się tam działo….. potem jednak nadeszły chwile refleksji…… po cholerę wracać z powrotem do tego bajzlu.Drugi dzień zawodów
W niedzielę rano spiker poprosił żeby zawodnicy podjechali na start. Znowu słyszymy, że zawodnik z Polski błyskawicznie odpowiedział na naszą prośbę. Maluch w Czechach wzbudza pewną sensację. Po otwarciu tylnej klapy zawsze zbierał się tłumek widzów. Znając już trasę, jadę z przejazdu na przejazd coraz szybciej. Jednak A-grupowa skrzynia okazuje się ciut za krótka. Auto niedaleko po wyjściu z nawrotu osiąga prędkość maksymalną. Na koniec dnia przy temperaturze powietrza 34,3 C uzyskuję czas 3:05,470. Dało to średnią prędkość 82,7 km/h na 4350 m i różnicy wzniesień 220 metrów. Po zjeździe obowiązkowo robimy sobie zdjęcia z Editą Praskova i jej Dallarą. Później oczywiście Fiat Abarth 1000TC, krótka rozmowa z jego właścicielem, który mimo iż przygotowywał się już do startu znalazł dla nas czas, replika legendarnej Skody 200RS.Pakujemy samochód i jedziemy na rozdanie nagród. Znowu dostaję puchar i nagrody. Tym razem inny niż w sobotę. Nawet o tym organizator pomyślał! Wracamy na serwis gdzie z żalem żegnamy się z Czechami, którzy tak bardzo nam pomogli. Ci ludzie są przesympatyczni! 78-letnia babcia po 3 zawałach z rozrusznikiem serca, zadowolona, że przyjechało tyle samochodów. Pomagała nam jak mogła. Przekazałem jej nagrody, które dostałem, aby dała je swojemu wnuczkowi, o którym zdążyła nam już opowiedzieć. Wnuczek przyjechał w niedzielę, był zresztą bardzo zadowolony (w sumie z drobiazgów - materac do pływania, puzzle, plakaty, zdjęcia) Materac już miał nadmuchany i od razu chciał jechać nad wodę! Nie ukrywam, że bardzo cieszyliśmy się, że choć w ten sposób mogliśmy odwdzięczyć się za to co dla nas zrobili. Nawet nie wiedzą jak bardzo nam pomogli! Właściciel zaprosił nas za rok, tak więc jeśli tylko będzie rozgrywany wyścig i możliwość przyjazdu bez zastanowienia jedziemy!Do Polski wjechaliśmy o 21. Po 5 minutach pobytu już mieliśmy dość. Szaleńcy na drogach, chamstwo obsługi na stacji Orlenu, afery w radiu.
Wrażenia
Podsumowując te trzy dni, nie sposób zauważyć, że bardzo, bardzo daleko nam organizacyjnie do naszych południowych sąsiadów. Takie (w sumie banały, choć dla nas nieosiągalne) jak woda na mecie dla zawodników, wykoszona trawa na łące przy depo i na trasie, aby ludzie swobodnie mogli oglądać wyścig, organizatorzy dla zawodników, nagłośnienie na całej trasie, hymn przed startem, fanfary na mecie, sensowny komentarz. Wyniki SMS-em po minięciu mety, kartka z wynikami na dole, kibice w bezpiecznej odległości, atrakcje dla dzieci na dole. No i trasa gładka jak stół!Dużo mówi luźna rozmowa Rafała z serwisantem od RS-ki z podwórka.
-Jeździcie w górskich w Polsce?
-Nie… U nas nie ma takich zawodów… zasadzie to wszystko jest do d… <śmiech>
-Do d…. <śmiech> To co? Wyścigi płaskie?
-Wyścigi? U nas jest jeden tor! <śmiech>
-Jeden!?
-Tak drugi był zamknięty miesiąc temu. Ze względu na stan nawierzchni. Jego część idzie drogą publiczną! <śmiech> -Jak w Monako! <śmiech>
-Tak, tylko w Monako nie ma kolein! <śmiech>Przed tym startem miałem wątpliwości czy wyrobić licencję wyścigową, do której brakuje mi tylko badań i opłaty rocznej. Problemu już nie mam. Lepiej wyjechać za południową granicę i ścigać się w perfekcyjnie przygotowanej imprezie, gdzie nie rzucają nic pod koła i każdy się cieszy, że takie zawody się odbywają. A to wszystko za stosunkowo niewielkie pieniądze, bez potrzeby używania klatek, ubrań homologowanych itp. W ciągu 2 dni zrobiłem ponad 30 km wyścigowych. Dzwony były, nawet potężne. Jednak tych imprez nikt nie likwiduje. W Polsce już raczej nie będę startować. Szkoda nerwów……
Tomasz Szewczyk ma 27 lat, mieszka w Zabrzu i studiuje informatykę. Od 14 interesuje się sportami samochodowymi, z czego w rajdach amatorskich ściga się już 7. Aktualnie dysponuje profesjonalnie przygotowanym do sportu Fiatem 126p. Z oryginalnej jednostki o pojemności 650ccm udało się wycisnąć 42KM, a samochód napędza lotnicze paliwo Avgas o liczbie oktanowej przekraczającej 102. Zmęczony atmosferą panującą w krajowym sporcie motorowym, czyli tzw. "polskie piekło", Tomek postanowił wystartować na zawodach w Czechach. W dniach 14-15.07 wziął udział w imprezie zaliczanej do cyklu KW Berg Trophy w miejscowości ČERVENÁ VODA. Podczas weekendu wyścigowego na tej samej trasie zostały również rozegrane Międzynarodowe Mistrzostwa Czech w wyścigach górskich. Oto jego relacja:
Do Czech wybraliśmy się razem z Rafałem Roguskim, który dużo lepiej ode mnie włada językiem naszych południowych sąsiadów. Wyjechaliśmy w piątek 13 lipca około godziny 15. Droga nie była przesadnie daleka, bo tylko 180 km w jedną stronę, ale jazda w górach z Maluchem na sztywnym holu to zdecydowanie nie to samo co wyjazd na tor Kielce. Tak więc zapakowanym po brzegi Peugeotem 306 z „przyczepką” wyruszyliśmy z Zabrza przez Kędzierzyn-Koźle, Głuchołazy do Červenej Vody. Strach ogarnął nas na granicy. Czeski policjant pierwszy raz w swoim życiu widział taki zestaw. Zapytał się polskiego celnika czy może to puścić. Oczywiście Polak nie pomoże Polakowi, machnął ramionami i stoi. W końcu wyszedł czeski celnik i powiedział policjantowi, że ma wpuszczać. Pierwsze, co dało się zauważyć po przekroczeniu granicy, to niesamowitą jakość wąskiej, górskiej drogi i przejazdów kolejowych możliwych do przejechania „bez odjęcia”.
Ok. godziny 18:30 dotarliśmy na miejsce przeznaczenia. Podjechaliśmy na parking przed depo stawki Mistrzostw Czech. Tam miły i uczynny komisarz wypisał książeczkę sportową samochodu, pobrał 300 koron za numery startowe, ponieważ jechałem pierwszy raz oraz przykleił nalepkę BK, praktycznie bez patrzenia na samochód. Udaliśmy się do biura, gdzie uiściłem wpisowe w wysokości 2200 koron za 2 dni obejmujące również ubezpieczenie. W zamian dostałem numery startowe, identyfikatory i jeszcze parę dokumentów.Po wyjściu postanowiliśmy poszukać sobie miejsca do rozbicia serwisu i namiotu. A nie było to łatwe, ponieważ zgłoszonych było aż 174 zawodników. Odjechaliśmy jakiś kilometr od parkingu, na którym było BK do depo wydzielonego dla zawodników KW Berg Trophy. Samochody zawodników poustawiane dosłownie przed posesjami, a nierzadko na posesjach, nie przeszkadzały zupełnie mieszkańcom, ba - nie przeszkadzały nawet pensjonariuszom Domu Starców, który również znajdował się bezpośrednio przy depo. Szukając wolnego miejsca zauważyliśmy na podwórku jednego z domów replikę Skody 130 RS. Postanowiliśmy spróbować!Po 40 minutach przyjechali właściciele posesji i po krótkiej rozmowie powiedzieli, że nie ma żadnego problemu i możemy się rozbijać. Rozbiliśmy namiot, rozłożyliśmy matę pod auto i….. przyszedł właściciel. Zapytał się, czy mamy zamiar spać w tym namiocie. Powiedzieliśmy, że tak, na co on, że nie ma mowy, ma wolny pokój na parterze i tam właśnie nas ulokuje. Jedyną wadą był brak łazienki, która znalazła się po pięciu minutach. Starsza Pani, która również mieszkała w tym domu bez problemów udostępniła nam swoją łazienkę, po czym sama napaliła w piecu. Cały czas pytałem Rafała, czy ci ludzie wiedzą, że jesteśmy z Polski. Zupełnie obcy ludzie zapewniają nam spanie w pokoju, ciepłą wodę i fantastyczną atmosferę. Kolejne zdziwienie nastąpiło już za chwilę, gdy na podwórko do Skody „przyjechało” BK. Komisarz wsiadł na skuter i przejechał 1,5 km zrobić badanie techniczne! Tutaj organizator jest dla zawodnika, a nie na odwrót. Zaskoczeni, zdziwieni, zszokowani poszliśmy spać.Pierwszy dzień zawodów
W sobotę pobudka wcześnie rano, ponieważ o 7:30 odprawa. Gwiazdą odprawy już ponoć tradycyjnie był pan Marcel Pipek, o którym już nawet piszą w luźnych komunikatach, żeby nie prawił morałów na odprawie, tradycyjnie wdał się w dyskusję czy jedziemy według klas czy numerów startowych. Wszyscy się roześmiali, a dyrektor imprezy poprosił go, żeby już nic nie mówił. Jako, że klasa Fiata 126p miała jechać pierwsza, szybko pobiegłem do samochodu. Ponieważ na tej trasie nigdy wcześniej nie było wyścigów, zapisałem się w historii jako pierwszy zawodnik, który wjechał na szczyt! Obawiając się mokrej nawierzchni w lesie, założyłem 4 zwykłe opony. Nie był to trafny wybór. Trasa była sucha, natomiast już na pierwszym nawrocie zapiąłem okrutnego boka. Non stop spoglądając w lusterka czy ktoś mnie nie dogania (startowaliśmy co pół minuty), dojechałem do mety. Czas 3:18,270 - oczywiście przedostatni.Ale to tylko trening. Niestety w klasie byłem sam. W zgłoszeniach nawet nie istniała. Organizator utworzył ją specjalnie dla mnie przenosząc mnie z E1-1150! I wszystko w ciągu 10 minut od zgłoszenia mailowego. Ze zmianą nazwy teamu również nie było żadnych problemów. 2 podjazd treningowy niestety nie odbył się (na odprawie było zapowiedziane, że czasowo możemy się nie zmieścić), ale głównym powodem był poważny wypadek Skody 130RS z Mistrzostw Czech. Na trasę wyjechała karetka, dźwig, zespół ratownictwa drogowego, który w pełnej gotowości czekał na starcie. Na 1 wyścigowy zakładam średnie slicki markguma. Podjeżdżam o 12:45 i słyszę przez głośniki, że zawodnik z Polski już podjechał na start, czekają jeszcze na resztę stawki KW Berg Trophy.O godzinie 13:15 zagrano hymn Czeski, Słowacki, a potem Polski (dla 2 zawodników!). Oczywiście kibice z Polski na jednej z patelni darli się w niebogłosy wg relacji świadków. Średnia reklama….. Wystartowałem do podjazdu wyścigowego starając się maksymalnie opóźniać hamowania. Slicki z tylu trzymały rewelacyjnie. Na mecie jadący za mną zawodnik zapytał się czy coś mi się działo z motorem, bo ze startu widział chmurę dymu na 2 zakręcie. Cóż, nie zawsze człowiek hamuje z pełnej prędkości do nawrotu. Odciążone koło i nowe Daytony d110 trochę kopciły. Czas 3:09,930. Zjazd na dół. Po podjazdach stawki Mistrzostw Czech znowu staję na starcie. Tym razem 3:08,240.Tak skończył się pierwszy dzień ścigania. Pojechaliśmy zobaczyć rozdanie nagród, które zarówno dla MMCR Czech, jak i KW Berg Cup odbyło się pod bramką startową. W generalce MMCR, sprawiając nie lada sensację, wygrała Edita Praskova, jadąca Dallarą. Czescy zawodnicy szczerze gratulowali zwyciężczyni. Rozdanie pucharów w Berg Cup nastąpiło zaraz po stawce mistrzostw Republiki. Prowadzący uroczystość wywołuje mnie jako zwycięzcę klasy1 - Fiata 126p. Jak mogłem nie wygrać skoro startowałem sam w klasie. Wręczono mi półmetrowy puchar i symboliczne nagrody. Jak mogę dostać puchar skoro jestem sam?! Okazuje się, że w Czechach to nie problem.Wracamy do serwisu, gdzie prezentujemy właścicielowi puchar. Od razu pobiegł do komórki skąd przyniósł śliwowicę własnej roboty! Odparł, że trzeba to uczcić, nalał więc trunek do pucharu i każdy z nas musiał wypić. Butelkę wsadził moim rodzicom do auta, mówiąc, że to dla nas! Wieczorem dowiadujemy się o sytuacji na rajdzie Subaru. W zasadzie śmieszyło nas to co się tam działo….. potem jednak nadeszły chwile refleksji…… po cholerę wracać z powrotem do tego bajzlu.Drugi dzień zawodów
W niedzielę rano spiker poprosił żeby zawodnicy podjechali na start. Znowu słyszymy, że zawodnik z Polski błyskawicznie odpowiedział na naszą prośbę. Maluch w Czechach wzbudza pewną sensację. Po otwarciu tylnej klapy zawsze zbierał się tłumek widzów. Znając już trasę, jadę z przejazdu na przejazd coraz szybciej. Jednak A-grupowa skrzynia okazuje się ciut za krótka. Auto niedaleko po wyjściu z nawrotu osiąga prędkość maksymalną. Na koniec dnia przy temperaturze powietrza 34,3 C uzyskuję czas 3:05,470. Dało to średnią prędkość 82,7 km/h na 4350 m i różnicy wzniesień 220 metrów. Po zjeździe obowiązkowo robimy sobie zdjęcia z Editą Praskova i jej Dallarą. Później oczywiście Fiat Abarth 1000TC, krótka rozmowa z jego właścicielem, który mimo iż przygotowywał się już do startu znalazł dla nas czas, replika legendarnej Skody 200RS.Pakujemy samochód i jedziemy na rozdanie nagród. Znowu dostaję puchar i nagrody. Tym razem inny niż w sobotę. Nawet o tym organizator pomyślał! Wracamy na serwis gdzie z żalem żegnamy się z Czechami, którzy tak bardzo nam pomogli. Ci ludzie są przesympatyczni! 78-letnia babcia po 3 zawałach z rozrusznikiem serca, zadowolona, że przyjechało tyle samochodów. Pomagała nam jak mogła. Przekazałem jej nagrody, które dostałem, aby dała je swojemu wnuczkowi, o którym zdążyła nam już opowiedzieć. Wnuczek przyjechał w niedzielę, był zresztą bardzo zadowolony (w sumie z drobiazgów - materac do pływania, puzzle, plakaty, zdjęcia) Materac już miał nadmuchany i od razu chciał jechać nad wodę! Nie ukrywam, że bardzo cieszyliśmy się, że choć w ten sposób mogliśmy odwdzięczyć się za to co dla nas zrobili. Nawet nie wiedzą jak bardzo nam pomogli! Właściciel zaprosił nas za rok, tak więc jeśli tylko będzie rozgrywany wyścig i możliwość przyjazdu bez zastanowienia jedziemy!Do Polski wjechaliśmy o 21. Po 5 minutach pobytu już mieliśmy dość. Szaleńcy na drogach, chamstwo obsługi na stacji Orlenu, afery w radiu.
Wrażenia
Podsumowując te trzy dni, nie sposób zauważyć, że bardzo, bardzo daleko nam organizacyjnie do naszych południowych sąsiadów. Takie (w sumie banały, choć dla nas nieosiągalne) jak woda na mecie dla zawodników, wykoszona trawa na łące przy depo i na trasie, aby ludzie swobodnie mogli oglądać wyścig, organizatorzy dla zawodników, nagłośnienie na całej trasie, hymn przed startem, fanfary na mecie, sensowny komentarz. Wyniki SMS-em po minięciu mety, kartka z wynikami na dole, kibice w bezpiecznej odległości, atrakcje dla dzieci na dole. No i trasa gładka jak stół!Dużo mówi luźna rozmowa Rafała z serwisantem od RS-ki z podwórka.
-Jeździcie w górskich w Polsce?
-Nie… U nas nie ma takich zawodów… zasadzie to wszystko jest do d… <śmiech>
-Do d…. <śmiech> To co? Wyścigi płaskie?
-Wyścigi? U nas jest jeden tor! <śmiech>
-Jeden!?
-Tak drugi był zamknięty miesiąc temu. Ze względu na stan nawierzchni. Jego część idzie drogą publiczną! <śmiech> -Jak w Monako! <śmiech>
-Tak, tylko w Monako nie ma kolein! <śmiech>Przed tym startem miałem wątpliwości czy wyrobić licencję wyścigową, do której brakuje mi tylko badań i opłaty rocznej. Problemu już nie mam. Lepiej wyjechać za południową granicę i ścigać się w perfekcyjnie przygotowanej imprezie, gdzie nie rzucają nic pod koła i każdy się cieszy, że takie zawody się odbywają. A to wszystko za stosunkowo niewielkie pieniądze, bez potrzeby używania klatek, ubrań homologowanych itp. W ciągu 2 dni zrobiłem ponad 30 km wyścigowych. Dzwony były, nawet potężne. Jednak tych imprez nikt nie likwiduje. W Polsce już raczej nie będę startować. Szkoda nerwów……
źródło: Tomasz Szewczyk, foto: Rafał Roguski
Dodaj komentarz
Aby komentować pod zarezerowanym, stałym nickiem, bez potrzeby
logowania się za każdym wejściem, musisz się zarejestrować lub zalogować.
logowania się za każdym wejściem, musisz się zarejestrować lub zalogować.
Zaloguj się
0
Komentarze do:
Berg Cup Cervena Voda - ściganie po drugiej stronie lustra
Galerie zdjęć
Newsletter